wtorek, 5 lutego 2013

Mała Czarna...


W dzień taki jak ten,  gdy za oknem hula wiatr, a słońce ledwie zza chmur się przebija, nic tak dobrze nie poprawia nastroju, jak „mała czarna”.


Siedzę właśnie nad filiżanką takowej, zwyczajnej – niezwyczajnej kawy. Ten aromat, ten smak… hmm… to jest to...

Tak, wiem, o gustach się nie rozmawia i nikogo nie będę przekonywał do picia czy nie picia tego „czarnego napoju” – sprawa gustu.

Jednak kawa, która piję jest niepospolita i warto o niej kilka słów powiedzieć.

Rośnie w Andach Centralnych, a dokładnie w Matibambie, dojrzewając na słonecznych zboczach pięknych gór, gdzie błękit nieba przeplata się barwami gromad skrzeczących papug.  W tym sprzyjającym klimacie, ciepłym i wilgotnym (zaledwie 1400 -1800 m.n.p.m.) „rodzi się” kawa z mej filiżanki.

Kiedy owoce już dojrzeją, miejscowi ludzie zbierają ziarna do koszów i zanoszą do swoich nieco wyżej położonych domów (2200 m.n.p.m.), by poddać je dalszej „obróbce”. 

Po lekkim podsuszeniu, każde ziarenko obierają ze „skorupek” i poddają pierwszej selekcji – taka troska o jakość „Q” J
Po tym elemencie procesu odbywa się jego najważniejsza część – mianowicie „palenie”. W odpowiednio przygotowanym miejscu, z paleniskiem i naczyniem do wypalania, wyspecjalizowana w tym fachu kobieta siada sobie w kucki i zabiera się do tego arcyważnego dzieła, dla późniejszego smaku i aromatu palonej kawy.
W nagrzane na palenisku naczynie sypie odpowiednią ilość ziaren i się zaczyna… „palenie” kawy – Taaak… więc tak to wygląda… J
Pani, co zna się na tym, zręcznym kolistym, jednostajnie miarowym ruchem, miesza nieustannie „palone” ziarna kawy, swoim zgrabnym „mieszadłem”, tj. zwykłym patykiem, co jakiś czas „poprawiając” ogień w palenisku.
Proces trwa kilka chwil, trudno dokładnie określić (ok. 10 -15 min) wszystko zależy zapewne od wielu czynników, jednak najważniejszym jest wprawne oko „Palarki” i jej wyczucie czasu – ona najlepiej wie, kiedy kawa jest właściwie „wypalona”. Opróżnia więc naczynie, wysypując gorące ziarna kawy na przygotowaną tuż obok matę, by później nieco, już ostygłe ziarna wsypać do „firmowego” worka. Do palenia czeka jeszcze sporo ziaren, wiec pani Palarka nie marnując czasu, wprawnymi ruchami,  z uśmiechem na ustach zabiera się do całego procesu od nowa.

I proszę mi wierzyć, w tych prostych warunkach, prostymi narzędziami i niezwykle prostym sposobem  przygotowana tutaj kawa nie ma sobie równych – głęboki czarny kolor, „ziemisty” aromat i smak i prawdziwa moc. Parzona w specjalnym czajniczku roztacza przyjemną woń, co dodatkowo wyostrza apetyt na ten napój. Można ją pić bez rozcieńczenia przegotowaną wodą – jest wtedy niezwykle mocna lecz ma nieco gorzkawy posmak. Za to z odrobiną wody traci tę nutkę goryczy i zyskuje swój oryginalny i niepowtarzalny smak.
Smakoszom kawy muszę wyznać jedno: wszystkie jakieś tam...cobsy, …mayry, …edrosy, czy …emki i wszystkie inne wysiadają.
No cóż czas na „małą czarną” wraz z ostatnim łykiem niestety się kończy, trzeba wracać do swoich codziennych zajęć, lecz w jakże odmiennym nastroju, nawet słońce zza chmur zdaje się bardziej uśmiechać J


P.S.  

 A jeśli ktoś z Was będzie miał okazję być w rejonach Matibamby, niech da się skusić na tę odrobinę przyjemności. Jestem przekonany, że ten kto spróbuje tutejszej kawy, przyzna mi rację, że tutejsza kawa jest jedną z najlepszych na świecie.  Nieliczni szczęśliwcy będą mieli taką okazję w Polsce, kiedy przyjadę na urlop – kawa z Matibamby ma pewne miejsce w mojej walizce.


Pozdrawiam i życzę zawsze smacznej kawy J

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Papieska Intencja Misyjna

Sierpień

Aby Kościoły partykularne kontynentu afrykańskiego, wierne przesłaniu ewangelicznemu, przyczyniały się do budowania pokoju i sprawiedliwości.