poniedziałek, 15 października 2012

Bienvenido...

Lima, wtorek, 09. 10. 20012, godz. 17.20 … no wreszcie… jest… wylądował.
Mała delegacja, nieco zniecierpliwiona opóźnionym lotem, teraz czeka tylko aż wyjdzie z sali odpraw. Tak, to on… zmęczony i nieco zdezorientowany cięgnie za sobą swój dobytek. Wraz z nim jeszcze trzej, niczym Muszkieterowie idą razem raźno przed siebie. Witamy na peruwiańskiej ziemi. Po zmęczonych twarzach już tylko wspomnienie - roześmiani zdają się oznajmiać wszem i wobec – nie straszne nam wszelkie trudy.       W końcu to Misjonarze J

Po rocznym przygotowaniu opuścili rodzinne strony, by na obcej ziemi wspomóc nas w misyjnym posługiwaniu. Każdy z nich będzie pracował w innym miejscu. Jeden w San Ramon (ks. Krystian Bółkowski), drugi w Huancayo (ks. Maciej Słyż), trzeci w Boliwii a czwarty u nas w Pampas (ks. Darusz Flak – kolega z diecezji J)
 W radosnej atmosferze zapakowaliśmy walizki do auta, no i w drogę. Limeński ruch, zrobił na nich wrażenie, jak zawsze zresztą, dla tych którzy są tu pierwszy raz. Po godzinie z hakiem byliśmy już przed motelikiem, gdzie mieliśmy się zatrzymać na najbliższe dni. A te szykowały się nam „bojowo”. Plan był prosty. Przede wszystkim załatwić wszystkie sprawy formalne w Urzędzie Emigracyjnym, co jak już opisywałem na własnym przykładzie, nie jest wcale takie proste. Pewne było tylko to, że jedziemy „do góry” w sobotę.

Po kolacji i „rozmowach niedokończonych” trzeba było niestety iść spać, bo od rana następnego dnia wizyta w Urzędzie. Krótka noc, szybkie śniadanie, wizyta u prawnika celem podbicia i podpisania stosownych dokumentów i do Urzędu Emigracyjnego. Noc była krótka - za to kolejka w urzędzie, jak zawsze – dłuuuugaaa – i jak zawsze, na jednej się nie kończy. Tak wiec kolejka po odpowiednie formularze, dalej ich wypełnianie, później kolejka do kasy, by zrobić odpowiednie opłaty, zmiana pietra i kolejna kolejka, by złożyć formularze. Oczywiście nie obyło się bez niespodzianek – długo by opowiadać, co i jak, ostatecznie jednak szczęśliwie, po „dogrywkowych” kolejkach (chodziło o  uzupełnienie brakujących formularzy i opłat), udało się złożyć wszystkie papiery. Ufffffff…. Teraz tylko kolejka, by zrobić cyfrowe zdjęcie, no i kolejka ostatnia, by odebrać Dokument: dowód dla obcokrajowca. Słowem, cały dzień „w plecy”, ale za to wszystko załatwione pozytywnie i to jednego dnia!!! Wow.

Wygłodzeni ale szczęśliwi, mogliśmy pójść na kolację  - obiad przepadł w kolejkach J Zaspokoiwszy nieco nasze żołądki mogliśmy zaplanować pozostałe dni. Nasz Anioł Limeński – Lilian (cefomowska lektorka j. hiszpańskiego) miała już zresztą plan gotowy J mały wypad poza Limę do Ica (Dunas) i Paracas (Wyspy Ballestas). 
Czwartek i piątek upłynął nam więc na zwiedzaniu. Tak na marginesie powiem tylko, że po roku w górach poznałem zupełnie inne oblicze Peru (pustynia i wybrzeże Oceanu Spokojnego) - niesamowite wrażenie. Peru to kraj ogromnych kontrastów.


Wszystko co dobre, jednak kiedyś musi się skończyć. Sobota rano ostatnie  wspólne śniadanie i każdy w swoją stronę – Misje czekają. Po ośmiu godzinach jazdy, ks. Dariusz stanął wreszcie przed drzwiami plebanii w Pampas. Podróż zniósł bez żadnych problemów, co jest dobrym prognostykiem na przyszłość – praca w wysokich Andach będzie mu służyć J. Przed plebanią czekała na nas mała delegacja i tradycyjnie, powitała nowego misjonarza obsypując go płatkami róż i życząc wszystkiego co najlepsze na nowym  miejscu.

Tak oto Pampas ma już swego nowego Misjonarza – ks. Dariusza Flaka (diec. opolska) Witaj w domu Bracie. Niech Bóg Ci błogosławi!

Bienvenido Padre Dario J



Papieska Intencja Misyjna

Sierpień

Aby Kościoły partykularne kontynentu afrykańskiego, wierne przesłaniu ewangelicznemu, przyczyniały się do budowania pokoju i sprawiedliwości.