wtorek, 31 stycznia 2012

W drodze do Muchca


Salcabamba - po drugiej stronie gór jest Muchca 
 Teren parafii Salcabamba, jak już opisywałem we wcześniejszych wpisach jest bardzo rozległy, obejmuje swym zasięgiem cztery dystrykty. Do tej pory udało mi się odwiedzić kilka wiosek leżących w dwóch najbliższych dystryktach, do których mam dojazd z Pampas. Do pozostałych wiodą albo dwie bardzo niepewne drogi przez najbliższe przełęcze, wąskie i strome, rzadko uczęszczane i raczej na mułach i osłach (samochód jest tam rzadkością, bo w grę wchodzi jedynie taki 4x4) albo droga okrężna znacznie pewniejsza i bezpieczniejsza (nie licząc niektórych dojazdówek). Co prawda w kilometrach o wiele dłuższa, ale czasowo wychodzi na jedno. Właśnie tą drogą ruszyłem do najbardziej (chodzi o czas dotarcia) oddalonej wioski w mojej parafii.
Muchca (czyt. Mućka) niewielka wioska położona po drugiej stronie górskich szczytów widocznych z Salkabamby – cel mojej dwudniowej wyprawy. Moim przewodnikiem był ks. Krzysztof – to On opiekował się ta częścią parafii, kiedy zabrakło proboszcza w Salcabambie. Zresztą i w tym roku będzie się troszczył o ten rejon; w tym czasie będę Mu jedynie towarzyszył, by poznać wszelkie kwestie duszpasterskie, wszystkie tamtejsze wioski i prowadzące do nich drogi - nieoceniona pomoc (oj gdybym tak sam miał to wszystko odkrywać i poznawać… uff)

Za radą ks. Krzysztofa spakowałem swój plecak potrzebnymi rzeczami (w polskich warunkach, jak na dwa dni, to było ich stanowczo za dużo, ale tutaj nigdy nie wiadomo, czy  oby na pewno dwa dni będą trwały dwa dni), no i spokojnie czekałem na wyjazd. W tym czasie ks Krzysztof przygotowywał swoje auto do podróży. Powiem krótko, jak zaczął pakować do auta plandekę, kilof i łopatę, to mina mi nieco zrzedła. Jego komentarz był krótki i rzeczowy – nigdy nie wiadomo co może przydarzyć się w drodze i to by było na tyle w tym temacie. Wróciłem więc do pokoju po latarkę –no cóż nigdy nie wiadomo…
Z modlitwa na ustach ruszyliśmy drogę. W Muchca mieliśmy być dwa dni: poniedziałek i wtorek, ale wyjechaliśmy już w niedzielę wieczorem. Powód był prosty, by rozbić czas dojazdu do wioski na dwa dni i tym samym, by nie zmęczyć się tak dojazdem. Tak wiec z Pampas dojechaliśmy do Huancayo, do parafii naszych kolegów, misjonarzy z Polski – nocleg- i po śniadaniu ruszyliśmy w dalszą drogę. 
Łączny czas podróży wyniósł 8 godzin jazdy (2 godz. z Pampas do Huancayo i 6 godz. z Huancayo do Muchca). Dotarliśmy na miejsce z lekkim opóźnieniem – tu jednak to bez znaczenia, bo i tak musieliśmy odczekać prawie dwie godziny zanim ludzie zgromadzili się w kaplicy na mszę. I wcale nie był to powód do zdenerwowania a raczej doskonała okazja, by odpocząć i pomodlić się Liturgią Godzin.
Jak wyglądał nasz pobyt w wiosce opiszę w kolejnym wpisie a teraz skupię się jedynie na wrażeniach z samej podróży.
W ciągu 8 godzin jazdy trochę wrażeń może się uzbierać J W tym czasie pokonaliśmy zaledwie trochę ponad 200 km –powie ktoś tylko tyle!!! – hmm… powiem tak: to są Andy.

W trakcie podróży kilkakrotnie pokonywaliśmy przewyższenia wynoszące czasem ponad 2000 m n.p.m. - jazda raz w górę a raz w dół (od ok 2000 m  do  ok 4400 m n.p.m.). 
Chatki pasterzy
Nic więc dziwnego, że ciśnienie dawało się we nam we znaki, ale za to widoki rekompensowały wszelkie niedogodności (mówię to oczywiście z pozycji pasażera, kierowca ma raczej  inny punkt widzenia J widoki może podziwiać jedynie, gdy zrobi sobie przystanek, podziwianie widoków w trakcie prowadzenia pojazdu mogłoby się źle skończyć).
W ciągu jednego dnia mogliśmy przeżyć wszystkie pory roku - jesienną szarugę i deszcz, zimę, wiosenny ranek i piękne lato – a wszystko w klimacie sierra, sierra alta i selva seca (górskim, wysokogórskim i tzw. dżungli „suchej”). Mówię Wam, no coś pięknego J 


Droga, jak to droga w Andach, raz lepsza, raz gorsza - czasami tylko przypomina drogę, a na niektórych odcinkach po prostu trzeba uwierzyć, że właśnie to jest droga J 
całe szczęście, że auto wyposażone jest w napęd 4x4. Początkowo jechaliśmy w deszczu –nie jest to piękne doznanie, poza błotem i chmurami niewiele widać. 

Dalej, w miarę nabywania wysokości deszcz zamienił się w śnieg – no i zrobiło się miło - ośnieżone szczyty przywołały bowiem wspomnienie zimowego widoku Tatr – ach… 

Po krótkim postoju zaczęła się jazda w dół i po 20 minutach po śniegu zostało tylko wspomnienie, pogoda zrobiła się wyśmienita dzięki czemu mogłem podziwiać cudne widoki. 



Byliśmy coraz niżej, a wraz ze spadkiem wysokości zaczęła się pojawiać coraz to nowa roślinność. Seria zakrętów i… z za ściany gór ukazał się widok niemal jak z bajki. 
Niewielka dolina przecięta wstęgą płynącej rzeki i ta bujna zieleń – cudny ogród pośród wysokich gór. 
Bananowce, cytrynowce, drzewa pomarańczy, awokado i innych nieznanych mi owoców, kwiaty a nawet krzewy kawy (parzona na miejscu smakuje swoiście).
Z radością przyjąłem informację, że za chwilę się zatrzymamy w pobliskiej wiosce na obiad. W zaprzyjaźnionej tutejszej „restauracyjce” mogliśmy usiąść w cieniu i podziwiać otaczającą przyrodę. 

Jedzenie było całkiem dobre (wolałem nie pytać o szczegóły potrawy) a kawa… pita w takich okolicznościach, gdy tuż obok przelatuje stado papug…, pychota J I tylko te muszki, małe  i niezwykle wredne raz po raz zakłócały naszą delektację (samo ukąszenie bezbolesne, mała czerwona plamka na skórze, za to później – oj trochę swędzi, a znak ukąszenia zostaje na dwa trzy dni), mimo to chwila przerwy naprawdę bardzo miła i udana. Z pełnym żołądkiem i lekko naznaczeni przez muszki ruszamy w dalszą drogę. 
To tam przylepiona do gór jest Muchca
Kolejny raz pod górkę. Widoki, bez komentarza. Seria zakrętów i… tam w dole… to Muchca, za godzinkę z hakiem powinniśmy być na miejscu.

To był zdecydowanie najgorszy odcinek „drogi”.

Muchca (czyt. Mućka), wioska z trzech stron otoczona majestatycznie wyglądającym pasmem górskich szczytów, jakby przyczepiona do zbocza jednej z gór – cel naszej wyprawy. Jesteśmy – uff, to była jazda.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Papieska Intencja Misyjna

Sierpień

Aby Kościoły partykularne kontynentu afrykańskiego, wierne przesłaniu ewangelicznemu, przyczyniały się do budowania pokoju i sprawiedliwości.