Dla
każdej diecezji dzień święceń kapłańskich jest radosnym i ważnym wydarzeniem.
Szczególnego znaczenia nabiera ten dzień w kraju misyjnym, gdzie ciągle brakuje
kapłanów.
Rodzime powołania są zawsze jakimś widocznym wyznacznikiem żywotności wiary danej społeczności, dlatego każdy rodzimy ksiądz jest wielką radością dla lokalnej społeczności i nie tylko. Dla misjonarzy to także wielka radość, bo można zobaczyć owoc pracy misyjnej nieraz wielu pokoleń misjonarzy. A praca misyjna w Ameryce Południowej z różnych względów nie jest łatwa. Duże znaczenie ma tu przeszłość historyczna no i odmienna tradycja kulturowa, ale o tym może innym razem.
Rodzime powołania są zawsze jakimś widocznym wyznacznikiem żywotności wiary danej społeczności, dlatego każdy rodzimy ksiądz jest wielką radością dla lokalnej społeczności i nie tylko. Dla misjonarzy to także wielka radość, bo można zobaczyć owoc pracy misyjnej nieraz wielu pokoleń misjonarzy. A praca misyjna w Ameryce Południowej z różnych względów nie jest łatwa. Duże znaczenie ma tu przeszłość historyczna no i odmienna tradycja kulturowa, ale o tym może innym razem.
W
tych właśnie dniach, tej radości oglądania owocu pracy moich poprzedników
mogłem doświadczyć osobiście. Po dziesięciu latach przygotowań i studiów nadszedł
upragniony dzień święceń kapłańskich dla Oracio Saula, pierwszego kapłana z
Quishuar (parafia Salcabamba).
W
Uroczystość Świętych Apostołów Piotra i Pawła wraz z małą delegacją parafialną ruszyłem
wiec do Hancayo – stolicy sąsiedniej diecezji na pierwsze święcenia na
peruwiańskiej ziemi. Już na godzinę przed mszą na placu katedralnym dało się
odczuć podniosłą i radosną atmosferę święta. Plac i Katedra z każdą chwilą
wypełniały się coraz większą ilością ludzi. Obok katedry w budynku Kurii coraz
liczniej też gromadzili się księża diecezji Hancayo i nie tylko – powód bardzo
prosty: dwóch spośród trzech neoprezbiterów jest spoza diecezji Hancayo – jeden
z sąsiedniego Wikariatu Apostolskiego San Ramon i jeden z sąsiedniej diecezji
Hancavelica (z diec. w której posługuję).
Tylko
i aż trzech księży w tym roku – w zeszłym nie było ani jednego a i w kolejnym
roku święceń też nie będzie, następne świecenia w diecezji może za dwa lata –
powołań niestety nie ma zbyt wiele. Nic wiec dziwnego, że świecenia są tu
prawdziwym świętem i można to zauważyć niemal w każdym elemencie celebracji.
Przebieg
święceń był dla mnie swoistym doświadczeniem. Mając w pamięci obraz naszych
opolskich święceń prezbiteratu ugładzonych pod każdym względem normami
liturgicznymi byłem co rusz zaskakiwany różnymi elementami tutejszej liturgii.
Uderzało przede wszystkim spontaniczne zachowanie wiernych, oprawa muzyczna i
nowe elementy, powiedzmy około liturgiczne (ponoć taka tradycja), których było
kilka w czasie mszy święceń. Wszystko to dało niezwykle osobliwy charakter
ceremonii – w Polsce z pewnością tego się nie doświadczy – i pomyśleć, że to
jeden i ten sam Kościół J
Tak
więc po kolei. Oczywiście niemożliwyą rzeczą jest, by w Peru jakakolwiek
uroczystość rozpoczęła się punktualnie – nawet obchody państwowe zaczynają się
z poślizgiem – nie inaczej było i ze święceniami, zaplanowane na 10.30
rozpoczęły się o 11.00, kiedy to uroczysta procesja ruszyła z Kurii do Katedry
pozdrawiana spontanicznymi okrzykami wiernych, którzy nie zmieścili się już do
świątyni. Podobne okrzyki towarzyszyły nam również po wejściu do Katedry aż do
samego ołtarza. Księża też nie byli dłużni, nie szli w sztywnym porządku
liturgicznym lecz chętnie witali się z wiernymi wymieniając z nimi uściski
dłoni i parę słów. Gdy Neoprezbiterzy
doszli już do ołtarza od razu zostali
otoczeni gromadą młodych dziewcząt, które zaczęły obficie obsypywać ich
kwiatami, tak iż po chwili powstał z nich piękny kolorowy dywan. Wszystko przy
dźwiękach muzyki, które przypominały bardziej muzykę disco polo niż znane nam
tony muzyki z kościoła w Polsce. Pierwsze zaskoczenia miałem już za sobą, ale
jak się okazało nie ostatnie. Biskup powitał wszystkich zgromadzonych
podkreślając ważność tej chwili dla całej wspólnoty Kościoła lokalnego i
powszechnego, przywitał rodziny neoprezbiterów i ich samych – i jakby inaczej –
posypały się liczne oklaski, no i rozpoczęła się Msza Święta.
Zasadniczo
do pewnego momentu wszystko wyglądało tak jak u nas w kraju J no może poza oprawą muzyczną i służbą
liturgiczną. Po obrzędzie święceń, jak łatwo się domyśleć kościół wypełnił się
burzą oklasków a rodzina spontanicznie gratulowała swoim krewniakom takiej
łaski i zaszczytu, którego dostąpili. Jak grzyby po deszczu w całym kościele
wyrosły transparenty i plansze z różnymi napisami wyrażającymi radość i
wdzięczność za nowych kapłanów, zrobiło się gwarno i wesoło. Trwało to ładną chwilę ale nikt się tym nie
przejmował a już na pewno nikt się nie denerwował, że to przecież zachowania
nie liturgiczne.
Biskup również nie ukrywał radości, czego wyraz dał
zapraszając po kolei wszystkich do prezentacji swych plansz i transparentów
przed ołtarzem, tak by wszyscy mogli zobaczyć i usłyszeć czytaną przez niego
treść widniejącą na każdym transparencie i planszy – po każdej prezentacji,
wiadomo…
oklaski J
oklaski J
- że nie
wspomnę całej gromady „paparazzi”, którzy robili zdjęcia w czasie całej mszy niemal
z dowolnej pozycji i dowolnego miejsca.
Kolejnym elementem Liturgii było przygotowanie darów ofiarnych - oczywiście być musiała - procesja z darami.
Biskup wraz z neoprezbiterami stali przed ołtarzem i błogosławili przynoszone
dary. Barwny „korowód” trwał ładne kilkanaście minut. Ludzie w tradycyjnych
strojach przynosili do ołtarza nie tylko tradycyjne dary, wino, chleb, świece i
kwiaty, ale wszystko co dla nich ważne do życia, nie brakowało więc owoców,
warzyw, serów, mleka, itp. – odniosłem wrażenie, że każdy mógł uczestniczyć w
tej procesji jeśli tylko chciał coś ofiarować, nie było żadnych ograniczeń, czy
limitów osób mogących wziąć udział w procesji.
Po tym barwnie i ciekawie
wyglądającym elemencie liturgii Msza przebiegała w znany nam sposób J aż do momentu podziękowań - najpierw dziękował biskup, później odczytywane
były listy innych biskupów wyrażające radość i życzenia z okazji święta diecezji,
tj. święceń kapłańskich, dalej dziękowali przedstawiciele rodzin, i władz
lokalnych, no i na koniec dziękowali neoprezbiterzy – każdy z osobna - wiadomo oklaski
murowane. Na zegarek nikt nie patrzył J
Ostatnim elementem liturgii Mszy Świętej było biskupie błogosławieństwo no i
procesja do zakrystii – wiadoma sprawa – okrzyki radości, oklaski, kwiaty…
Tak, osobliwe to święcenia Kapłańskie były J
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz