Cierpliwość
i spokój. Życie tutaj nieustannie wystawia na próbę te dwie cechy, bez ich
opanowania można zapomnieć o normalnym funkcjonowaniu.
Sytuacji
w których poddawany jestem swego rodzaju
próbie
jest cała masa. Pewnie kiedyś opiszę ich znacznie więcej, teraz jednak ograniczę
się do jednej sytuacji z ostatnich tygodni.
Wracałem
nocą do Pampas po zakończonych mszach w
parafii Salcabamba. Prawdę mówiąc, to byłem już trochę zmęczony i nieco głodny,
zresztą to nic dziwnego, po godzinach spędzonych w samochodzie i kolejnych
godzinach spędzonych na sprawowaniu sakramentów. Tego dnia odwiedziłem trzy
wioski - była spowiedź i msza święta. Wracałem jednak szczęśliwy i spełniony jako
misjonarz. Byłem już blisko Pampas, brakowało zaledwie 6 km, no i …, no właśnie
kolejna próba cierpliwości i spokoju. Oj nie jest to takie proste.
Cóż
takiego się stało? Otóż w wiosce, którą trzeba pokonać w drodze do Pampas była
fiesta - święto patronalne. Niby nic nadzwyczajnego, ludzie się bawią, jest
muzyka, taniec i inne rozrywki. Pojawił się tylko jeden problem. Nie było
przejazdu przez główną drogę.
Dlaczego?
Kierowca ciężarówki postanowił się zabawić na fieście, wiec zaparkował swój
pojazd niemal na środku drogi. Podobne pragnienie miał również inny kierowca
ciężarówki i zaparkował swój pojazd tuż obok pierwszej ciężarówki i tym samym totalnie
zablokował przejazd tą drogą – gdyby zaparkował 10 m. dalej, miejsca było
pełno, ale nie, zatrzymał się tuż obok – tu Mu pasowało i już!!!
Gdy
dojechałem do tej wioski, był już spory korek. Pomyślałem, że pewnie jakiś
wypadek i szybko podbiegłem zobaczyć co się dzieje – na miejscu się
dowiedziałem o co chodzi.
Wszyscy
czekali, aż znajdą drugiego kierowcę ciężarówki (pierwszy był pijany jak bela i
gdzieś zgubił kluczyki do swojego auta). Ludzie stali tak już przeszło godzinę
i zanosiło się no kolejne godziny czekania, ale o dziwo, nikomu to nie
przeszkadzało. Ot okazja, by się zabawić na fieście, zjeść coś i wypić.
I
tylko ja miałem problem – uwierzcie musiałem sięgnąć po najgłębsze pokłady
cierpliwości i spokoju.
Szczęśliwym
trafem pojawił się znajomy parafianin, który poinstruował mnie o możliwym
objeździe znanym tylko okolicznym mieszkańcom. Tak więc, po operacji kilkuset
metrowego wycofywania - co nie było łatwe, bo już inni zdążyli mnie
przyblokować - dotarłem dzięki pomocy owego parafianina do, powiedzmy „drogi”,
którą można było objechać cały korek. Po poł godzinie, mokrusieńki cały,
wyjechałem ponownie na drogę centralną wiodącą do Pampas – objazd okazał się
skuteczny – choć za drugim razem, pewnie bym się trzy razy zastanowił, czy nim pojechać. Mogłem dalej
wracać do Pamas. Jak tu nie być szczęśliwym? J
Kolejna lekcja cierpliwości i spokoju zaliczona. Podobnych lekcji było już wiele, a ile przede mną, któż to wie.
Kolejna lekcja cierpliwości i spokoju zaliczona. Podobnych lekcji było już wiele, a ile przede mną, któż to wie.
PS. Niestety nie mam zdjęć - byłem zbyt spokojny, by je zrobić J
W takim razie dużo cierpliwości i spokoju w takich chwilach! :-) życzy młodsza Jazienickówna z Nysy ;-)
OdpowiedzUsuń