W kapłańskim życiu jest wiele momentów, które przynoszą radość, ale najbardziej cieszą serce te chwile, w których to kapłaństwo „się czuje”, kiedy można zobaczyć jak się ono realizuje. Bez wątpienia najbardziej uwidacznia się ono poprzez sprawowanie sakramentów i głoszenie Ewangelii.
W moim
ośmioletnim posługiwaniu kapłańskim doświadczyłem wiele takich momentów, ale
muszę powiedzieć, że praca misyjna pozwala odczuwać kapłaństwo znacznie
bardziej.
Będąc
na dużej parafii w Polsce sprawowałem Eucharystię, spowiadałem, chrzciłem,
asystowałem przy zawieraniu małżeństw, udzielałem sakramentu namaszczenia
chorych, głosiłem kazania, uczyłem religii - słowem robiłem to wszystko, co
każdy ksiądz powinien robić, i Chwała Panu za to. Jednak patrząc na to z obecnej perspektywy, to
muszę obiektywnie stwierdzić, że w Polsce, gdzie wszystko jest w miarę poukładane,
gdzie jest jeszcze wielu księży i działa się na polu jednak świadomej wiary, wszystko
jest o wiele łatwiejsze. Człowiek działa w określonych ramach, mając jasne
kryteria i swój zakres obowiązków i odpowiedzialności, jaką się otrzymało od przełożonych,
czy samego biskupa.
Na
misjach jest niby wszystko tak samo, a jednak całkowicie inaczej. Po pierwsze
nie ma tu tak wielu kapłanów, po drugie, kapłanów jest mało i po trzecie, brak
jest kapłanów. To zmienia całkowicie zmienia obraz pracy duszpasterskiej. Do „ogarnięcia”
jest bardzo wiele miejscowości i wielka liczba ludzi - w moim przypadku to 100
miejscowości; liczba mieszkańców ok 70 tyś. i tylko dwóch księży - nie sposób wiec prowadzić
duszpasterstwa w takim wymiarze i tak jak w Polsce. W żaden sposób nie da się
przyrównywać zakresu obowiązków i odpowiedzialności.
Tu na
misjach w każdej chwili „czuje się”, że jest się kapłanem. Ewangelia jest podstawą
wszelkich działań liturgicznych i katechetycznych. Głosi się Ją słowem i życiem
na każdym kroku – cały czas jesteś na oku wszystkich – nic się nie da „zagrać”,
czy ukryć - musisz być po prostu autentyczny.
Jakie jest
więc to moje misyjne życie kapłana? Wiele czasu poświęcam na odwiedzanie
poszczególnych wiosek, nieraz jest to kilka godzin jazdy samochodem. Jadę tam,
by zamienić z ludźmi parę słów, czasem zrobić krótką katechezę, później
wyspowiadać, odprawić mszę świętą, udzielić chrztu, pobłogosławić małżeństwo, pomodlić
się za zmarłych i poświęcić groby.
W misyjnym posługiwaniu dużą pomoc stanowią nauczyciele
religii, katecheci – mają tu ogromną
rolę do odegrania. To oni na co dzień są z ludźmi do których przyjeżdżam tylko
raz w miesiącu, a czasem jeszcze rzadziej. To katecheci przekazują dzieciom
Ewangelię (i nie tylko dzieciom), uczą je katechizmu, przygotowują do
sakramentów świętych. Bez ich pracy byłoby nam trudno dotrzeć do wszystkich.
Moja rola w tym, by koordynować i kontrolować pracę poszczególnych
nauczycieli-katechetów oraz „przeegzaminować” dzieci i młodzież ze znajomości
modlitw, głównych prawd wiary i podstawowej wiedzy życia sakramentalnego.
Czasem trzeba „coś” uzupełnić, wyjaśnić i douczyć, ale to wymaga już znacznie
mniej wysiłku i czasu. Trudno mi nawet sobie wyobrazić ile czasu i wysiłku
trzeba by dodatkowo poświecić, gdyby nie praca i zaangażowanie naszych
nauczycieli-katechetów.
Bywa, że
mszę świętą odprawiam czasem nawet pięć razy w ciągu jednego dnia – taka konieczność,
gdy nie ma drugiego księdza L. Przed
mszą oczywiście spowiadam, podczas mszy udzielam I Komunii Świętej, albo
udzielam chrztu, albo asystuję przy ślubie, czy wszystkich tych sakramentów po
kolei. Jeżeli chodzi o chrzest, to z racji znacznej ich liczby, chrztu udziela się
raczej po mszy świętej. I choć trudno w to uwierzyć, to tylko przez jeden
miesiąc udzieliłem tu, na misjach więcej chrztów niż w Polsce przez osiem lat (tylko
jednego dnia było ich 28, w sumie to ochrzciłem już blisko 100 osób J). Tutaj
po raz pierwszy w moim kapłańskim życiu mogłem celebrować uroczystość I Komunii
Świętej (jak dotąd w ciągu miesiąca było ich już 6 J a
przede mną jeszcze 4 takie uroczystości). Pobłogosławiłem na razie tylko jedno
małżeństwo, ale tutejszy miesiąc ślubów dopiero nadchodzi J.
Co jeszcze
przyniesie życie? Czas pokaże. Z pewnością wiele doświadczeń kapłańsko-misyjnych
jeszcze przede mną, ale już teraz mogę powiedzieć –
Serce rośnie, kiedy namacalnie czuje się dar Kapłaństwa w sobie.
I tylko
jednego żal…, gdyby tak tutaj, było nas kapłanów trochę więcej…
Panie
Żniwa poślij robotników na żniwo swoje, bo żniwo wprawdzie wielkie ale robotników
mało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz